Szczęście

Szczęście

wtorek, 15 grudnia 2015

Jak w lustrze...

"Życie daje nam lustrzane odbicie tego co mamy wewnątrz siebie." Louise L. Hay

Bardzo często, jak prowadzę zajęcia w szkole, wprowadzam ćwiczenia do pracy w kręgu, które uczą pozytywnego mówienia, koncentrowania na pozytywnym komunikacie. Po kilkakrotnym powtarzaniu pozytywnych komunikatów, które dzieci dają sobie nawzajem, istnieje szansa, że takie informacje utrwalą się i pozostaną im w głowie, jako konkretne przekonania. Przy pewnym poziomie wprawy ćwiczenie staje się stosunkowo łatwe i dzieci chętnie kończą zdania typu: "Lubię, kiedy Ty...", "Pamiętam, kiedy Ty..." itp., uzupełniając je treścią, która wnosi wiele pozytywnych informacji.
Ostatnio, przy okazji dyskusji rodzinnych, spróbowaliśmy zrobić sobie takie ćwiczenie w domu. Zadanie polegało na dokończeniu "Lubię..." u każdego z członków rodziny. I moje zaskoczenie! Wszyscy się starali, ale było to duże wyzwanie. Szybko zanotowałam te luźne myśli i dałam wszystkim do ręki- niech pracują w głowach. Spróbujcie koniecznie!
Dla chętnych takich sposobem rozwijania rodziny polecam grę "Pytaki". Używamy jej czasem
w Święta, zwykle przy większych zjazdach rodzinnych. Gra składa się z wielu pytań min. " opisz sytuacje, gdy było Ci bardzo smutno", " wymień trzy pozytywne cechy osoby po prawej stronie". Bezcenna wiedza, zwłaszcza jak się włączą babcie i teściowe! Fantastyczne jest to, że jak się w tą grę gra częściej to dzieci same inicjują potrzebę tego typu zabawy. Dla mnie jest to jednoznaczny sygnał, że dziecko potrzebuje przyjrzeć się swoim emocjom, odnieść do sytuacji dotyczących relacji. W taki sposób mądrzy rodzice mogą dbać o rozwój emocjonalny swoich dzieci, uwrażliwiać ich na sytuacje społeczne i aktywnie pomagać w budowaniu inteligencji emocjonalnej.

Gorąco zachęcam!

piątek, 4 grudnia 2015

Homo Overprotective

"Jeśli cokolwiek chcemy zmienić w dziecku, powinniśmy to zbadać i zobaczyć, czy nie jest to coś, co powinniśmy zmienić w nas."
Carl Jung

Z ostatnich doświadczeń moich koleżanek wynika, że niekiedy troska o dziecko może przyjmować różne oblicza. Jak to określiła jedna ze znajomych nauczycielek bywa, że błędnie jest rozumiane tzw. "podążanie za dzieckiem", co objawia się w następujący sposób:
- przekonanie o byciu dobrym i świadomym rodzicem,
- podążanie za dzieckiem rozumiane jako całkowite dostosowanie się do niego,
- domaganie się, aby otoczenie pełniło rodzicielską funkcję dla dziecka,
- dostrzeganie każdego uchybienia w otoczeniu i przekonywanie wszystkich do swoich racji,
- brak akceptacji dla negatywnych stanów emocjonalnych swojego dziecka,
- doskonała, teoretyczna znajomość praktycznych technik komunikacji z dzieckiem.

Zabezpieczanie sytuacji dziecka, aby wszystko układało się zgodnie z planami dorosłych, staje się w niektórych kręgach bardzo modne. Jest pewna grupa rodziców, którzy próbują do swoich racji przekonać całe otoczenie i np. wypisują długie maile do nauczycieli, analizujące każdy stan uczuciowy ich dzieci, pouczając jak nauczyciel powinien się zachować w określonych sytuacjach. Swoją wiedzę opierają zwykle na subiektywnych wrażeniach dzieci. Brakuje im świadomości, że tym zachowaniem szkodzą własnemu dziecku, bo nauczyciel pod wpływem presji, mimo dobrej woli, zaczyna wycofywać się z normalnej relacji z dzieckiem, unikać źródła potencjalnych problemów.Aby dziecko mogło się rozwijać prawidłowo musi czasami doznawać frustracji, bo jest to normalna konsekwencja życia społecznego.
Częstą konsekwencją jest pozbawiona naturalnej refleksji reakcja na zachowania swojego dziecka i np. jeśli dziecko unika kontaktów z rówieśnikami w szkole i większość czasu spędza wśród dorosłych- panie z kuchni, sprzątające to rodzic zaczyna być niezadowolony z poziomu kwalifikacji nauczycieli (są za mało interesujący dla ich dziecka, powinni odbyć dodatkowe szkolenia itp.). Dziwią nas takie zachowania, zwłaszcza w tak oczywistej sytuacji, gdy dziecko pokazuje nam brak umiejętności w kontaktach z rówieśnikami, wynikający zapewne z przebywania głównie w towarzystwie dorosłych. Dla rodziców dobrze by było, by taką sytuację oceniali pod kątem jak dziecko może nabyć odpowiednie umiejętności, ale to łączy się już zapewne z frustracją rodziców lub dziecka, której za wszelką cenę próbują unikać.
Co działa w takich sytuacjach? Zaangażowanie nauczycieli, aby pomóc zrozumieć trudności dziecka bywa tym razem mało skuteczne, bo skutkuje zwykle zwiększoną korespondencją z rodzicem i brakiem rozwiązania sytuacji. Ważna jest świadomość nauczycieli z czego wynika niezadowolenie rodzica i krótkie, precyzyjne nazywanie tego co się dzieje. Tyle może zrobić nauczyciel, a co rodzic? Jeśli chce mieć w domu pełnego pretensji nastolatka może kontynuować swoją strategię wychowawczą, a jeśli chciałby jednak coś zmienić warto przyjrzeć się temu z czego wynika jego unikanie frustracji, jakie niezaspokojone potrzeby za tym stoją, a w końcu dlaczego tak trudno mu oddzielić to co przeżywa dziecko od tego co on czuje.
Bardzo dużo można się nauczyć dzięki dzieciom...

poniedziałek, 30 listopada 2015

Świnkoterapia

"Jedyna możliwość by zmienić siebie, polega na odrzuceniu dotychczasowego sposobu rozumowania. "
Antony de Mello

Mieliśmy w wakacje okazję opiekować się dwoma świnkami morskimi. Dostaliśmy szczegółowe instrukcje obsługi zwierzątek. Od kilku lat mamy własną świnkę, więc nie wydawało się to nam dużym wyzwaniem.

Po kilku dniach moje zdumienie jednak zaczęło narastać. Nasza świnka przyzwyczaiła się do naszych zwyczajów, jest spokojna, mało wymagająca i pozytywnie nastawiona do opiekunów. Radośnie reaguje na pokarm, głaskanie, wybieg w ogródku. 

Tymczasem obce świnki okazały się niezmiernie wymagające, a zarazem nie dające nic w zamian. Oczywiście biorę pod uwagę, że nasza świnka jest przez nas oswojona. Przybyłe do nas świnki wychowują się wśród dzieci, miały okazje nabrać nawyku kontaktu z człowiekiem. Widać było jednak wyraźnie, że wykształciła się mocno w ich zachowaniu postawa "biorcy". Jak widzą człowieka o określonych porach po prostu DOMAGAJĄ się jedzenia. Bynajmniej nie były głodne, bo zawsze dbaliśmy by miały dodatkowy pokarm z ziarnami, kolbę, sianko. Były po prostu przyzwyczajone, że jak będą piszczeć dostaną coś lepszego tj. ogórka, marchewkę, natkę itp. W swoim rocznym życiu nauczyły się, że swoimi intensywnymi piskami wymuszają na otoczeniu reakcję zaspokajania ich dodatkowych zachcianek.

Zaczęłam zachowywać się jak badacz i obserwować uważnie ich zwyczaje, kupowałam smakołyki, które lubią najbardziej, obserwowałam reakcje, słuchałam filmików z odgłosami świnek w internecie i niestety ... obserwacje potwierdziły się. Co więcej okazało się, że jedna świnka podporządkowała sobie całkowicie drugą. Jedna zawsze wybiera to co lepsze, a druga czeka co dla niej zostanie.
Próbowaliśmy wygasić reakcje świnek na poziomie ukształtowania innych nawyków. Nie reagowaliśmy na sytuacje pisków, tylko podawaliśmy smakołyki jak się wyciszyły. Zachęcaliśmy drugą świnkę do odważnych działań, zjedzenia czegoś na co miała ochotę, zmianę miejsca w klatce. Poświęcaliśmy jej więcej uwagi. Po dwóch tygodniach świnki nauczyły się mniej piszczeć i reagować mniej gwałtownie na każde otwarcie lodówki. 

Oczywiście nie mamy większego wpływu na dalsze wychowywanie świnek, możemy delikatnie podzielić się spostrzeżeniami z właścicielami zwierzątek. A to prawie zupełnie tak samo jak z wychowywaniem dzieci...

Każdy wychowuje zgodnie z własnymi wzorcami i przekonaniami. Pokazanie komuś, że byłoby mu łatwiej z dziećmi, gdy nie jest gotowy na zmiany może okazać się sporym wyzwaniem. Może jest to jednak kwestia perspektywy? Gdy pojawiają się wątpliwości warto przyjrzeć się uważnie jednej wybranej, powtarzającej się sytuacji, która budzi dyskomfort np. domaganie się krzykiem uwagi przez dziecko, brak wykonywania obowiązku i dokładnie do tego się odnieść. Aby nastąpiła zmiana trzeba uznać, że to co się dzieje i przeszkadza nie wynika tylko z charakteru dziecka, z tego ze dzieci muszą się buntować, lub że właśnie takie są. 

Przybyłe do nas świnki przyzwyczaiły otoczenie, że jak będą piszczeć dostaną oczekiwane smakołyki. A jednak przez dwa tygodnie nauczyliśmy je, że nie muszą piszczeć, by dostać to co chcą. Jedno wybrane zachowanie, stopniowa zmiana nawyku, aby osiągnąć lepszą jakość życia. 

A teraz pomyśl przez chwilę, czy jest coś drobnego, coś co możesz wprowadzić już dziś w swoje życie, bądź swojego dziecka. Nowy nawyk, prosta zmiana zwyczaju. 

Masz....? Powodzenia!

niedziela, 29 listopada 2015

Kto za mną chodzi?

"Fakty są przyjazne." 
Carl Rogers

Jest takie opowiadanie o króliku, który nagle odkrywa, że ktoś za nim chodzi. Bardzo jest tym zaniepokojony, próbuje zgubić nieznajomego, ale z godziny na godzinę tajemniczy "ktoś" staje się coraz większy. W miarę upływu dnia królik jest już tak mocno przerażony, że biegnie do mamy po pomoc. Mama pokazała mu, że wszystko jest dobrze, a to co budzi obawy to tylko jego własny cień.

Bardzo często brak wiedzy o sobie samym wywołuje niepotrzebny niepokój. Patrzymy na nasze dzieci przez pryzmat własnych niezaspokojonych potrzeb w dzieciństwie.

Jeżeli dorosły wciąż czuje się skrzywdzony to jego wewnętrzne, często wciąż przerażone dziecko będzie uczestniczyło pośrednio w wychowaniu jego dzieci i wpływało na ich rozwój. Rodzic będzie traktował swoje dzieci tak jak kiedyś był traktowany, bądź całkowicie odwrotnie, co bez zyskania wglądu w sytuacje może być mało konstruktywne. Rodzice nie przekażą bowiem dzieciom dobrego samopoczucia jeśli są sami go pozbawieni.

Miałam kiedyś do czynienia z grupą rodziców jednej z klas, którzy domagali się rozwiązania problemów w relacjach klasowych między dziećmi przez szkołę. Pomimo licznych interwencji, pracy indywidualnej z dziećmi/rodzicami zmiany następowały bardzo powoli. Gdy spotkałam się z tymi rodzicami na zebraniu zobaczyłam główną przyczynę trudności: grupę rozzłoszczonych dzieci w ciałach dorosłych. Z taką perspektywą stworzenie pozytywnego klimatu wobec własnych dzieci może okazać się sporym wyzwaniem.

Niezaspokojenie potrzeb z dzieciństwa sprawia, ze człowiek ma poczucie, że coś z nim się dzieje, a często przyjmuje postawę obronną np. roszczeniową wobec innych osób. U podstaw tkwią toksyczne uczucia, rodzące pierwotny gniew oraz poczucie krzywdy. Bez świadomości samego siebie, odnalezienia przyczyny tego co się dzieje w naszych uczuciach i stworzenie środowiska, które będzie odpowiadało na rzeczywiste dziecięce potrzeby jest wyzwaniem. Warto jednak podejmować różne aktywności, które pomogą iść pewniej, choćby nie było widać drogi poza zakrętem.

Można zacząć od medytacji, pisania afirmacji, listów do swojego wewnętrznego dziecka, czy spotkania z psychologiem. Dla każdego coś innego może okazać się pomocne. 

Najważniejsze jednak by zacząć jak najszybciej, bo warto!

wtorek, 27 października 2015

Zatrzymaj się!



"... Powodzenie to właściwie wsłuchanie się w to co, co mówi do Ciebie Tao. A mówi zawsze. Wystarczy posłuchać..."
Maciej Bennewicz

Bardzo lubię opowiadanie, które kiedyś czytałam u J. Bucaya.

Pewnego dnia mężczyźnie przyśnił się sen. W tym śnie staje się bogaty, bowiem odkopuje skarb, zapewniający mu dostatek do ostatnich dni. Postanowił wyruszyć w podróż do miejsca, które widział w swoim marzeniach sennych. Podróżował wiele lat, aż w końcu rozpoznał miejsce ze snów. Zobaczył most, bramę, a przy niej strażnika. Opowiedział mu o przyczynie przybycia w to miejsce. Strażnik bardzo się ucieszył, bowiem jemu też towarzyszy jeden, powtarzający się sen. Widział
w tym śnie drzewo i dom, którego opis odpowiadał miejscu zamieszkania naszego wędrowca. Pod drzewem znajduje się skarb. Podróżnik bardzo podziękował za wskazówki i udał się do swojego domu, w pobliżu którego, pod drzewem, odkrył zakopany skarb.

Ta przypowieść to metafora powtarzających się w opowieściach ludzi ich pragnień i marzeń. Szukamy czegoś co jest daleko, niedostępne z perspektywy zwykłego człowieka. Bardzo często nasze szczęście jest jednak ogromnie blisko, w zasięgu naszych działań, a wystarczy je tylko zauważyć.

Codzienność, a w tym możliwość bycia z bliskimi, czy czerpanie radości z wykonywanej pracy mogą dawać ogromnie dużo siły każdego dnia. Ciesząc się i zatrzymując nad tym co nas otacza tworzymy pozytywne przekonania, wzmacniamy się codziennie, budując nasze poczucie własnej wartości, programując pozytywnie podświadomość.

Dzisiaj słyszałam historię bardzo dzielnej, ale ogromnie uwikłanej w przeszłość osoby. Na pewno rozwiązaniem dla uporządkowania przeszłości jest terapia. Ta osoba od lat trzyma w sobie urazy, powtarza mało skuteczne wzorce z przeszłości. Podążanie za negatywnymi emocjami osłabia, odbiera energię. Z tej perspektywy dobrze jest podejmować choćby najmniejsze działania, ale uwieńczone sukcesem, czyli zacząć od czegokolwiek na "tu" i "teraz" np. zaczynać dzień od 5 minutowej medytacji by odszukać spokój, jeść jedno jabłko dziennie by zmienić styl odżywiania itp. Maleńkie sukcesy przygotują nasz mózg do zmian i stopniowo uczą postawy.

Pomyśl przez minutę co jest Twoim największym wyzwaniem. Możesz teraz wybrać, co warto zrobić już dziś by rozpocząć zmiany.

niedziela, 18 października 2015

Jestem uzależniona od trawy?


Wracamy samochodem do domu. W radio była rozmowa o zatruciu nastolatków dopalaczami. Mój syn Franek, lat 6, zaczyna drążyć temat.

F: Mamo co to są narkotyki?
Ja: To takie substancje, które ludzie biorą, aby było im przyjemnie. Niestety bardzo uzależniają i potem nie da się już bez tego żyć. Mózgi tych ludzi cały czas myślą o narkotykach, nie mogą przestać. Można się uzależnić też od komputera (Przy okazji edukacja - ciągnie przecież dzieci do tabletów!), papierosów, alkoholu i innych rzeczy.
F: A można uzależnić się od zakupów?
Ja:Tak. Takie osoby ciągle robią zakupy, nie mogą przestać. Nazywamy ich zakupoholicy.
Franek myśli...
F: A można uzależnić się od miłości?
Ja: Oczywiście też. Są takie osoby, które są ciągle zakochane, ciągle szukają nowych osób.
F: A można uzależnić się od patrzenia na piękną trawę?
Zamarłam. Franek ciągle dziwi się, jak podczas spacerów zatrzymuję się przy najładniejszych trawnikach i się nimi zachwycam.
J: ...chodzi Ci o to, że jestem uzależniona od patrzenia na trawę?
F: Chyba tak...

Inne perełki z rozmów z Frankiem:

F: Mamo co to jest Gejsza?
J: To taka Pani co zabawia Panów.
F: ( z niedowierzaniem) Żartujesz? Na prawdę?

J: ( do Franka i braci) Chłopaki do spania! Jest godzina dziesiąta.
F: To niemożliwe! Doba ma 24 godziny!

F: Tato co się stanie, jak statek zderzy się z wielorybem?
T: Nic się nie stanie, bo wieloryb jest słabszy niż metal, z którego zrobiony jest statek.
F: Ale gdyby się zderzył to wolałbym być pod pokładem, bo mógłbym zjeść kanapkę i zadzwonić po pomoc.
T: Ale pod wodą nie można dzwonić.
F: To wysłałbym maila...

niedziela, 27 września 2015

Sześciolatek do szkoły



Jest taka mądra opowieść, którą czytałam w " Bajkach chińskich" pokazująca zatroskanych rodziców. Przyszli do Mistrza, aby poradzić się jak wychowywać dzieci - jak je kształcić, jakie przekazywać im wartości. Mistrz zalecił im, aby starali się dać dzieciom przede wszystkim korzenie i skrzydła. Korzenie to dom, opieka i pomoc, przekazywane rodzinnie zasady i wartości, dają dobrą podstawę do lotu. Skrzydła są wyrazem otwartości na świat, zachętą do podejmowania wyzwań. Co jednak jak dziecko nie chce latać? Największa ilość błędów wynika z tego, że rodzice próbują latać za dzieci, a relacje między nimi, a dzieckiem powinny być jak między łukiem, a strzałą. Łuk i cięciwa to ojciec i matka, dziecko to strzała. Rodzice zgadywali co w takim razie jest najważniejsze: określenie celu, napięcie łuku, przygotowanie strzały..."Aby leciała musicie ją wypuścić" powiedział Mistrz.

Bardzo dużo zamieszania zrobiła reforma, wymagająca wysłania sześciolatków do szkoły. Aktualnie do pierwszej klasy poszły dzieci z rocznika 2009, których rodzice nie mieli już wyboru, czy posyłać, czy pozostawiać dziecko w zerówce, bo takich miejsc w systemie edukacji publicznej nie przewidziano. Jedna z warszawskich gmin, aby zapewnić miejsce licznym dzieciom, posiadającym odroczony obowiązek szkolny na podstawie opinii z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, utworzyła dodatkową grupę w przedszkolu. Aby być w zgodzie z podstawą programową, pomieszano pięcio- i sześciolatki, więc program edukacyjny tej grupy będzie jak dla pięciolatków.

Rozumiem, że ciągnące się latami dyskusje wokół posyłania dzieci do szkoły wpłynęły znacząco na wzrost niepokojów wśród rodziców. Prawdopodobnie coraz bardziej modne poradniki, czy kursy dla rodziców zamiast obniżać poziom lęku wzmacniają wśród wielu osób niepokoje. Konsekwencją jest zabezpieczanie sytuacji swoich dzieci na wszelkie możliwe sposoby, co powoduje, że strzała nie jest wypuszczana z łuku. Dzieci są znakomicie przygotowane poznawczo do rozpoczęcia nauki, a coraz słabiej emocjonalnie. Unaoczniają to grupy płaczących dzieci i rodziców na początku września.

Jak większość psychologów nie jestem fanką wprowadzanej reformy, sama odczuwam cały czas jej skutki, zarówno zawodowo, jak i prywatnie. Pamiętam jak kilka lat temu posłałam jedno z moich dzieci do szkoły, jako sześciolatka, aby uniknąć przeludnionych klas z następnym rocznikiem, który miał obowiązkowo iść do szkoły. Pani Dyrektor pokazywała przepięknie przygotowane sale z dywanikiem do przerw śródlekcyjnych. 1 września zniknął dywanik, bo trzeba było dostawić dodatkowe ławki, aby zmieściło się 28 uczniów. Co ciekawe klasa ta uczyła się na wyższym poziomie niż równoległa klasa siedmiolatków. W czwartej klasie zostali pomieszani i wielu z nich jest liderami w swoich grupach. Moje dziecko zmieniło szkołę, ma na poziomie dzieci starsze i wciąż jest jednym z najlepszych uczniów. Może więc to nie sztuka zatrzymać reformę, a lepiej wzmocnić nauczycieli, aby wszyscy rozumieli zasady działania dziecięcego mózgu?

Zachwycił mnie wywiad z prof. Jerzym Vetulanim, neurobiologiem opublikowany w nr 36 " Newsweeka". Profesor twierdzi, na podstawie badań dotyczących postępów w nauce w obrębie klasy po między dziećmi urodzonymi w styczniu-lutym, a urodzonymi listopad-grudzień dzieci młodsze mają lepsze wyniki w klasie trzeciej. Jak się zastanowię to nawet w w mojej klasie za czasów PRL-u była odpowiednio najlepsza: uczennica urodzona w grudniu, potem październik, grudzień, grudzień, wrzesień... Niesamowite, ale w czołówce nie było nikogo z pierwszej połowy roku! W podstawowej klasie mojego męża najlepszy uczeń był urodzony w grudniu...

Profesor dowodzi, że podstawowy program nie przegrzewa mózgu sześciolatka. Problem zaczyna się, gdy we wrześniu zostanie zapisany na dodatkową porcje zajęć: balet, taniec, judo... Dziecko powinno mieć czas pracy adekwatny do wieku. W szkole w której pracuję namawiamy, więc wprost rodziców do rozsądku: zapis na 1-2 zajęcia, jeden wydłużony dzień w świetlicy. Jak sprawdzi się ten model na ten moment nie wiem. Mam tylko przekonanie, że często dorosłymi rządzą tak na prawdę zupełnie inne siły niż przyznają. Pojęcie traumy dziecięcej dotyczy wielu rodziców, jest często związane z poczuciem zaniedbywania. Dobrze by było, gdyby nasz wewnętrzny mechanizm nie skupiał się na tych przeżyciach, ale na osiąganiu sukcesów przez nasze dzieci.

Czego wszystkim ogromnie życzę!