Szczęście

Szczęście

wtorek, 27 października 2015

Zatrzymaj się!



"... Powodzenie to właściwie wsłuchanie się w to co, co mówi do Ciebie Tao. A mówi zawsze. Wystarczy posłuchać..."
Maciej Bennewicz

Bardzo lubię opowiadanie, które kiedyś czytałam u J. Bucaya.

Pewnego dnia mężczyźnie przyśnił się sen. W tym śnie staje się bogaty, bowiem odkopuje skarb, zapewniający mu dostatek do ostatnich dni. Postanowił wyruszyć w podróż do miejsca, które widział w swoim marzeniach sennych. Podróżował wiele lat, aż w końcu rozpoznał miejsce ze snów. Zobaczył most, bramę, a przy niej strażnika. Opowiedział mu o przyczynie przybycia w to miejsce. Strażnik bardzo się ucieszył, bowiem jemu też towarzyszy jeden, powtarzający się sen. Widział
w tym śnie drzewo i dom, którego opis odpowiadał miejscu zamieszkania naszego wędrowca. Pod drzewem znajduje się skarb. Podróżnik bardzo podziękował za wskazówki i udał się do swojego domu, w pobliżu którego, pod drzewem, odkrył zakopany skarb.

Ta przypowieść to metafora powtarzających się w opowieściach ludzi ich pragnień i marzeń. Szukamy czegoś co jest daleko, niedostępne z perspektywy zwykłego człowieka. Bardzo często nasze szczęście jest jednak ogromnie blisko, w zasięgu naszych działań, a wystarczy je tylko zauważyć.

Codzienność, a w tym możliwość bycia z bliskimi, czy czerpanie radości z wykonywanej pracy mogą dawać ogromnie dużo siły każdego dnia. Ciesząc się i zatrzymując nad tym co nas otacza tworzymy pozytywne przekonania, wzmacniamy się codziennie, budując nasze poczucie własnej wartości, programując pozytywnie podświadomość.

Dzisiaj słyszałam historię bardzo dzielnej, ale ogromnie uwikłanej w przeszłość osoby. Na pewno rozwiązaniem dla uporządkowania przeszłości jest terapia. Ta osoba od lat trzyma w sobie urazy, powtarza mało skuteczne wzorce z przeszłości. Podążanie za negatywnymi emocjami osłabia, odbiera energię. Z tej perspektywy dobrze jest podejmować choćby najmniejsze działania, ale uwieńczone sukcesem, czyli zacząć od czegokolwiek na "tu" i "teraz" np. zaczynać dzień od 5 minutowej medytacji by odszukać spokój, jeść jedno jabłko dziennie by zmienić styl odżywiania itp. Maleńkie sukcesy przygotują nasz mózg do zmian i stopniowo uczą postawy.

Pomyśl przez minutę co jest Twoim największym wyzwaniem. Możesz teraz wybrać, co warto zrobić już dziś by rozpocząć zmiany.

niedziela, 18 października 2015

Jestem uzależniona od trawy?


Wracamy samochodem do domu. W radio była rozmowa o zatruciu nastolatków dopalaczami. Mój syn Franek, lat 6, zaczyna drążyć temat.

F: Mamo co to są narkotyki?
Ja: To takie substancje, które ludzie biorą, aby było im przyjemnie. Niestety bardzo uzależniają i potem nie da się już bez tego żyć. Mózgi tych ludzi cały czas myślą o narkotykach, nie mogą przestać. Można się uzależnić też od komputera (Przy okazji edukacja - ciągnie przecież dzieci do tabletów!), papierosów, alkoholu i innych rzeczy.
F: A można uzależnić się od zakupów?
Ja:Tak. Takie osoby ciągle robią zakupy, nie mogą przestać. Nazywamy ich zakupoholicy.
Franek myśli...
F: A można uzależnić się od miłości?
Ja: Oczywiście też. Są takie osoby, które są ciągle zakochane, ciągle szukają nowych osób.
F: A można uzależnić się od patrzenia na piękną trawę?
Zamarłam. Franek ciągle dziwi się, jak podczas spacerów zatrzymuję się przy najładniejszych trawnikach i się nimi zachwycam.
J: ...chodzi Ci o to, że jestem uzależniona od patrzenia na trawę?
F: Chyba tak...

Inne perełki z rozmów z Frankiem:

F: Mamo co to jest Gejsza?
J: To taka Pani co zabawia Panów.
F: ( z niedowierzaniem) Żartujesz? Na prawdę?

J: ( do Franka i braci) Chłopaki do spania! Jest godzina dziesiąta.
F: To niemożliwe! Doba ma 24 godziny!

F: Tato co się stanie, jak statek zderzy się z wielorybem?
T: Nic się nie stanie, bo wieloryb jest słabszy niż metal, z którego zrobiony jest statek.
F: Ale gdyby się zderzył to wolałbym być pod pokładem, bo mógłbym zjeść kanapkę i zadzwonić po pomoc.
T: Ale pod wodą nie można dzwonić.
F: To wysłałbym maila...

niedziela, 27 września 2015

Sześciolatek do szkoły



Jest taka mądra opowieść, którą czytałam w " Bajkach chińskich" pokazująca zatroskanych rodziców. Przyszli do Mistrza, aby poradzić się jak wychowywać dzieci - jak je kształcić, jakie przekazywać im wartości. Mistrz zalecił im, aby starali się dać dzieciom przede wszystkim korzenie i skrzydła. Korzenie to dom, opieka i pomoc, przekazywane rodzinnie zasady i wartości, dają dobrą podstawę do lotu. Skrzydła są wyrazem otwartości na świat, zachętą do podejmowania wyzwań. Co jednak jak dziecko nie chce latać? Największa ilość błędów wynika z tego, że rodzice próbują latać za dzieci, a relacje między nimi, a dzieckiem powinny być jak między łukiem, a strzałą. Łuk i cięciwa to ojciec i matka, dziecko to strzała. Rodzice zgadywali co w takim razie jest najważniejsze: określenie celu, napięcie łuku, przygotowanie strzały..."Aby leciała musicie ją wypuścić" powiedział Mistrz.

Bardzo dużo zamieszania zrobiła reforma, wymagająca wysłania sześciolatków do szkoły. Aktualnie do pierwszej klasy poszły dzieci z rocznika 2009, których rodzice nie mieli już wyboru, czy posyłać, czy pozostawiać dziecko w zerówce, bo takich miejsc w systemie edukacji publicznej nie przewidziano. Jedna z warszawskich gmin, aby zapewnić miejsce licznym dzieciom, posiadającym odroczony obowiązek szkolny na podstawie opinii z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, utworzyła dodatkową grupę w przedszkolu. Aby być w zgodzie z podstawą programową, pomieszano pięcio- i sześciolatki, więc program edukacyjny tej grupy będzie jak dla pięciolatków.

Rozumiem, że ciągnące się latami dyskusje wokół posyłania dzieci do szkoły wpłynęły znacząco na wzrost niepokojów wśród rodziców. Prawdopodobnie coraz bardziej modne poradniki, czy kursy dla rodziców zamiast obniżać poziom lęku wzmacniają wśród wielu osób niepokoje. Konsekwencją jest zabezpieczanie sytuacji swoich dzieci na wszelkie możliwe sposoby, co powoduje, że strzała nie jest wypuszczana z łuku. Dzieci są znakomicie przygotowane poznawczo do rozpoczęcia nauki, a coraz słabiej emocjonalnie. Unaoczniają to grupy płaczących dzieci i rodziców na początku września.

Jak większość psychologów nie jestem fanką wprowadzanej reformy, sama odczuwam cały czas jej skutki, zarówno zawodowo, jak i prywatnie. Pamiętam jak kilka lat temu posłałam jedno z moich dzieci do szkoły, jako sześciolatka, aby uniknąć przeludnionych klas z następnym rocznikiem, który miał obowiązkowo iść do szkoły. Pani Dyrektor pokazywała przepięknie przygotowane sale z dywanikiem do przerw śródlekcyjnych. 1 września zniknął dywanik, bo trzeba było dostawić dodatkowe ławki, aby zmieściło się 28 uczniów. Co ciekawe klasa ta uczyła się na wyższym poziomie niż równoległa klasa siedmiolatków. W czwartej klasie zostali pomieszani i wielu z nich jest liderami w swoich grupach. Moje dziecko zmieniło szkołę, ma na poziomie dzieci starsze i wciąż jest jednym z najlepszych uczniów. Może więc to nie sztuka zatrzymać reformę, a lepiej wzmocnić nauczycieli, aby wszyscy rozumieli zasady działania dziecięcego mózgu?

Zachwycił mnie wywiad z prof. Jerzym Vetulanim, neurobiologiem opublikowany w nr 36 " Newsweeka". Profesor twierdzi, na podstawie badań dotyczących postępów w nauce w obrębie klasy po między dziećmi urodzonymi w styczniu-lutym, a urodzonymi listopad-grudzień dzieci młodsze mają lepsze wyniki w klasie trzeciej. Jak się zastanowię to nawet w w mojej klasie za czasów PRL-u była odpowiednio najlepsza: uczennica urodzona w grudniu, potem październik, grudzień, grudzień, wrzesień... Niesamowite, ale w czołówce nie było nikogo z pierwszej połowy roku! W podstawowej klasie mojego męża najlepszy uczeń był urodzony w grudniu...

Profesor dowodzi, że podstawowy program nie przegrzewa mózgu sześciolatka. Problem zaczyna się, gdy we wrześniu zostanie zapisany na dodatkową porcje zajęć: balet, taniec, judo... Dziecko powinno mieć czas pracy adekwatny do wieku. W szkole w której pracuję namawiamy, więc wprost rodziców do rozsądku: zapis na 1-2 zajęcia, jeden wydłużony dzień w świetlicy. Jak sprawdzi się ten model na ten moment nie wiem. Mam tylko przekonanie, że często dorosłymi rządzą tak na prawdę zupełnie inne siły niż przyznają. Pojęcie traumy dziecięcej dotyczy wielu rodziców, jest często związane z poczuciem zaniedbywania. Dobrze by było, gdyby nasz wewnętrzny mechanizm nie skupiał się na tych przeżyciach, ale na osiąganiu sukcesów przez nasze dzieci.

Czego wszystkim ogromnie życzę!

niedziela, 12 lipca 2015

Komunikat "ja"


Późnym wieczorem szedł osioł długą drogą. Przestał w pewnym momencie widzieć drogę, więc zatrzymał się w krzakach. Spotkał tam sowę, która zaoferowała swoją pomoc w osiągnięciu celu podróży. Usiadła na grzbiecie osła i prowadziła go w ciemności. Całą noc szedł osioł zgodnie ze wskazówkami sowy, omijając wszelkie przeszkody. Gdy zaczęło świtać sytuacja się zmieniła, teraz sowa była ślepa. Osioł to wiedział, ale wolał polegać na przewodnictwie sowy, której trudno było się rozstać z rolą przewodnika. Kontynuując swą podróż, sowa kazała osłu skręcić w lewo, po czym oboje wpadli do rwącej rzeki.

Jednym z moich ulubionych ćwiczeń, w szczególności na etapie ostatnich klas szkoły podstawowej 
i gimnazjalnym, jest zadanie, gdy daje do ręki jednemu z dzieci gazetę, a ochotnik ma mu ją odebrać przed całą klasą, stosując pozytywny komunikat. Zwykle używam tego ćwiczenia po zapoznaniu uczniów ze strukturą komunikatu tzw. "ja". 

Komunikat "ja" ma wzbudzać w drugiej osobie empatię, informować o odczuciach, bez użycia agresywnych form perswazji. Zwykle w tym ćwiczeniu wykorzystuję też siłę grupy, aby to pozostali uczestnicy zdecydowali, czy osoba ma oddać gazetę.

Komunikat "ja" w wersji podstawowej brzmi następująco: " Kiedy Ty ....(zwracamy się do osoby np. "kiedy tak na mnie patrzysz"), wtedy Ja... (tu informacja o naszych odczuciach np: " czuję się lekceważona"), proszę... (wyraźne sformułowanie potrzeby np. spójrz na mnie w inny sposób/ z akceptacją). Zaletą takiej informacji jest, że nie wpływamy "siłowo" na drugą stronę, tylko przekonujemy ją do podjęcia innych działań, pokazując nasze odczucia.

We wspomnianym ćwiczeniu z gazetą dzieje się zwykle dużo. Bardzo często uczestnicy wykorzystują wariant "siłowy" (wyrwanie gazety), bądź szantaż emocjonalny (jeśli nie dasz mi gazety...). Dopiero później "wpadają" na rozwiązanie empatyczne udając np. zagubione w parku staruszki, które ogromnie potrzebują informacji w gazecie, aby odszukać swoją drogę.

Mam ogromne przekonanie, że komunikacja empatyczna działa, zwłaszcza jeśli nauczymy takiego stylu prowadzenia rozmowy dzieci we wczesnym dzieciństwie. Pamiętam taką klasę, w której pokazałam dzieciom, jak stosować komunikat "ja", a wspaniała wychowawczyni podtrzymała ten styl rozwiązywania konfliktów w klasie. Dzieci z jej klasy zachowywały się zupełnie inaczej np. na stołówce szkolnej, gdy trzeba było rozwiązać jakąś sytuację.

Nie zapomnę też, jak kiedyś ćwiczenie komunikatu "ja" przeprowadziłam w klasie wspaniałej wychowawczyni - nauczycielki muzyki, która grała coraz głośniej na pianinie, dopóki nie dostawała coraz większej ilości karteczek od uczniów z empatycznym komunikatem o ciszę. Nauczycielka grała ciszej, w miarę otrzymywania karteczek z właściwie przekazanym komunikatem "ja". Na koniec pozostały dwie osoby, które miały trudność z formułowaniem takich informacji, a reszta klasy im pomagała, jak taką informację sformułować!

Próbujcie w szkole i w domu z dziećmi, mężami/żonami, babciami/ dziadkami. 

To działa pozytywnie!

niedziela, 21 czerwca 2015

Ekonomia wychowania


"Psa należy traktować jak ekonomistę, jemu musi zawsze się opłacać."
Emilia, trener psów

Bardzo zaciekawiła mnie ta refleksja i rzeczywiście, psy uczą się niezwykle szybko, gdy uczymy je na zasadzie wzmacniania. Trenerzy psów bardzo dużo uwagi przywiązują do wzmacniania zachowań nagrodami-przysmakami, łączenia nagród z dodatkowym bodźcem - komendą, kliknięciem. Co więcej, coraz częściej widać też wskazywanie na związek jaki ma ignorowanie zachowań niewłaściwych - bez karania, czyli jeśli zwierzę np. załatwi się w miejscu innym niż oczekujemy, nie okazujemy negatywnych emocji, zachowujemy się wręcz obojętnie, bo wpłynie to na relacje z właścicielem.

No właśnie, eksponowanie relacji proporcjonalnie do uczenia zachowań. Jaka z tego nauka płynie dla rodziców, bądź nauczycieli?

Moim zdaniem to, co jest istotą takiej postawy:
  1. Cierpliwość.
  2. Traktowanie z obojętnością błędów, bądź negatywnych zachowań (kiedy się da) lub przynajmniej, rozszerzenie granicy popełnianych pomyłek (więcej luzu).
  3. Częste okazywanie aprobaty.
Celowo nie piszę nagradzanie, bo systemy oparte na zdobywaniu nagród często za mocno warunkują dzieci i należy je stosować w bardzo przemyślany sposób.

Dziecko, jeśli okazujemy mu zainteresowanie, bawimy się z nim, rozmawiamy, nie będzie wchodzić na żyrandol, aby zwrócić naszą uwagę. Zaspokojenie z rozmysłem potrzeb dziecięcych bywa kluczem do rozsądnego wychowania. Podążanie za dzieckiem, ale w bliskiej odległości.

I aż się prosi kolejna uwaga dotycząca zwierząt. Mądre prowadzenie na smyczy to też nauka prowadzenia tak, aby zwierzę czuło naszą obecność, ale wiedziało, że jest granica, którą jeśli przekroczy odczuje, jako pociągnięcie smyczy.

Dziecko musi czuć obecność dorosłego, ale musi mieć granice, dostosowane do wieku i swojej aktualnej sytuacji.

niedziela, 14 czerwca 2015

Poskromić złość


Było kiedyś przepiękne jezioro. Powiadają, że Złość i Rozpacz lubiły się wspólnie w nim kąpać. Zdejmowały sukienki i pławiły się w wodach przepięknej laguny. Złość, której zawsze się spieszy, wyszła pewnego razu bardzo szybko z wody i przez pomyłkę założyła sukienkę Rozpaczy. Złość jest ślepa, więc nawet w tym pędzie nie zauważyła swojej pomyłki. Dostojna i niewzruszona Rozpacz, gdy wyszła z wody, musiała ukryć swoją nagość pod jedynym okryciem jakie znalazła - sukienką Złości. Od tamtej pory ludzie często mylą uczucia i nie dostrzegają co się kryje pod sukienką Złości.

Złość jest bardzo często, zwłaszcza dla dzieci, przykrywką dla stłumionych negatywnych uczuć, niezrealizowanych pragnień. Jest jak gdyby taką kołderką, która przykrywa to, co ujawnione wprost mogłoby bardzo boleć. A gdy złości się dziecko otoczenie zaczyna reagować. Dobrze, jeśli punktem wyjścia jest " dlaczego moje dziecko się złości?". Zwykle rodzic zastanawia się jednak: " jak sobie radzić ze złością?", a psycholog ma zgłaszane zapotrzebowanie na kolejne warsztaty dla dzieci "jak sobie radzić ze złością?". Leczenie objawu, a nie przyczyny nie zmienia sytuacji dziecka.

Mądry dorosły towarzyszy dziecku przy negatywnych sytuacjach, ułatwia nazywanie tego co się pojawia w trudnych chwilach i nie tłumaczy: "tak nie wolno...", "to nie wypada...", "w naszej rodzinie ...", albo (moje ulubione) " no wiesz, ale po tobie to się tego nie spodziewałam...".
Skutki braku zrozumienia, bez podążania za dzieckiem będą miały zawsze dalsze konsekwencje. Dziecko przenosi swoją złość za niespełnienie potrzeb na rodzica, a w obawie przed odrzuceniem, wypiera część negatywnych odczuć. Oddzielone emocje pozostają niewyrażone, nie znikają z czasem. Bardzo wyraźnie zaczynają się ukazywać w procesie dojrzewania.
I warto tu jeszcze dodać słówko o wyznaczaniu granic. Czasem niektórzy biorą trochę na siebie ciężar złości, czy smutków dziecięcych, a dziecko, dobry obserwator uczy się tym trochę manipulować. Przez kilka dni słuchałam ostatnio na temat stanu smutku od jednego z moich dzieci. W zasadzie popadło prawie w manierę bycia smutnym i gdy powiedziałam dość nastąpił atak. Niespodziewanie nie było zainteresowania z mojej strony, a oczekiwanie odszukania przynajmniej kilku powodów do radości. Trzeba do tego zachęcać. Niekiedy warto odpuścić i skupić się na pozytywie, co przyniesie uwolnienie pozytywnej energii i silę do pokonania negatywnych uczuć.
Warto się zastanowić:
  • czy wiele jest sytuacji, gdy moje dziecko się złości?
  • czy jest jakaś prawidłowość, gdy pojawiają się trudne zachowania u mojego dziecka ( po przedszkolu/szkole, spotkaniach rodzinnych, po weekendzie itp.)?
  • jaka postawę przyjmuje w takich sytuacjach: akceptująca, negująca, strofująca, obojętna, ...?
  • czy dziecko chętnie rozmawia o swoich uczuciach?
  • czy umiesz rozmawiać o swoich uczuciach?

niedziela, 19 kwietnia 2015

Jak odszukać swój wewnętrzny głos?


"Jeśli chemy żyć w sposób pełny nie możemy bać się nowych sytuacji."
Iwona Majewska-Opiełka
Dawno, dawno temu pewien młodziutki pasterz znalazł się ze swoim stadem na nieznanej dotąd ścieżce. Bardzo się ucieszył, bo pomyślał, że spotka innych pasterzy i w końcu sie z kimś zaprzyjaźni. Krzyknął głośno: Jest tam kto? Usłyszał natychmiast inne głosy. Krzyknął znowu: Gdzie jesteście, nie widzę Was? Usłyszał: nie widzę was, nie widzę... I zaczął się złościć, ze ktoś robi sobie z niego żarty. Krzyknął jeszcze: Głupki jedne. Usłyszał: Głupki jedne, Głupki jedne... I choć był zrozpaczony, gdy wrócił do domu, opowiedział o pasterzach, którzy się przed nim chowają swojemu dziadkowi. Dziadek domyślił się od razu, że chodzi o echo.
  • Czy myśli, które mamy w głowie to nie jest echo głosów innych osób?
  • Jak często sugerujemy się zdaniem innych?
Pamiętam w moim życiu kiedyś, gdy nastąpił moment zmiany, która wydawała się kosztowna na tamten czas. Aby siebie do niej zachęcić skopiowałam sobie duży, żartobliwy, rysunek owiec prowadzonych przez pasterza z jedną samotnie krzyczącą owcą "Zaraz, zaraz nie wszystkie musimy być owcami!!!". W tamtym momencie było dla mnie niezwykle sugestywne. Byłam tą jedną owcą wyłamującą się z różnych grup. Wtedy przeczytałam w książce Iwony Majewskiej-Opiełka "Ku doskonałości" rozdział o podejmowaniu decyzji, który ostatecznie postawił kropkę nad "i" w mojej sytuacji. Była to sugestywna rozprawa dotycząca podejmowania decyzji w dwóch rodzajach sytuacji: gdy jesteśmy w sytuacji podbramkowej, bądź po prostu gdy chcemy coś zmienić. Sytuacja pod bramką często bywa wymuszona przez życie. Gdy sami decydujemy o zmianie mamy szerszy wybór, ale wymaga to wyjścia ze strefy komfortu.
Aby podejmować decyzje, bez sugerowania się głosami innych osób, bądź tylko na skutek dostosowania się do sytuacji warto odnosić się do własnych priorytetów, choćby poprzez ćwiczenie: Wypisz 20 najważniejszych dla Ciebie wartości, wybierz 10, a potem 5 najważniejszych. I ... teraz napisz co robisz dla każdego z tych obszarów w obrębie tygodnia. Ja dla ułatwienia zrobiłam sobie taką listę w kalendarzu i sprawdzam ją, bądź modyfikuję w obrębie codziennych zajęć. Gdy mam czasem dyskomfort, bądź trudności decyzyjne przyglądam się wybranym wartością i działaniom.

I choć ma się w głowie różne rzeczy, ale to potrafi zaskoczyć! Spróbujcie!