Jestem mamą dziecka urodzonego w drugiej połowie rocznika 2009. Pomimo zapewnień przedszkola, zobowiązanego do dokonania diagnozy sześciolatka miałam świadomość, że moje dziecko miało brak gotowości szkolnej. Z przeprowadzonych prób sama wiedziałam co jest przeszkodą w dobrym funkcjonowaniu w klasie pierwszej. Niestety, z różnych względów na które nie miałam wpływu nie mogliśmy podążać ścieżką odroczenia obowiązku szkolnego i pozostać w przedszkolu.
Zerówek szkolnych w Warszawie już nie ma. Naszemu dziecku wybraliśmy więc szkołę, w której powtarzanie roku nie jest stygmatyzacją. Gdy nasz Franek dowiedział się, że ma pozostać w pierwszej klasie spojrzał na mnie ze zdziwieniem o co mi chodzi, machnął ręką i zdziwił się "specjalną rozmową". Dla niego to zwykła sprawa, taką propozycję otrzymało większość dzieci w klasie: "O to Ci chodzi?! Wszyscy to już wiedzą..." i pobiegł dalej.
Obserwuje go codziennie po szkole. Ma tam czas na zabawę z kolegami, wyjście na plac zabaw. Najważniejszy jest wolny czas w świetlicy. Spakowanie rzeczy do szkoły? Pamięta głównie o kartach i książce "Star wars". Jest oczywiście pewien postęp w zakresie obowiązków szkolnych. Czasem sam przypomni o kaligrafii, ćwiczeniach z angielskiego, ale to głównie my pilnujemy tych zagadnień.
Byłam nawet zdziwiona, gdy ostatnio spytał ile ma czasu na trzymanie książki z biblioteki, pierwsza lektura, kilkanaście stron. I jak tu takiemu dziecku narzucać kolejne obowiązki? Po co przyspieszać coś co przyjdzie z czasem, zgodnie z rozwojem? A wreszcie, do czego ma się spieszyć? To w głowach rodziców pokutuje tzw. drugoroczność. Oczywiście nie we wszystkich miejscach jest możliwość bezbolesnego powtarzania drugi raz pierwszej klasy, ale jeśli jest to dlaczego z niej nie skorzystać? Może można poszukać też takich możliwości?
Dziecko w końcu dostosuje się do obowiązków, ale na edukację trzeba patrzeć globalnie. Od kilku lat obserwuję czwartoklasistów z grup dzieci rozpoczynających szkołę jako sześciolatki. Mają mniejszą koncentrację uwagi, wolniejsze tempo pracy, a swoje stresy często przypłacają psychosomatycznymi dolegliwościami. Równocześnie wielu z nich ma trudności szkolne pod postacią dysleksji.
Praca w tej grupie na etapie gimnazjum wymaga też innego podejścia. Zagadnienia psychoedukacyjne, które z powodzeniem realizowałam na poziomie klas pierwszych jeszcze dwa lata temu teraz przekładam na kolejne lata i wciąż z pierwszakami pracuję nad komunikacją w grupie, relacjami itp.
Mam za sobą okres rekrutacji uczniów do klas pierwszych i klasy zerówkowej. Odbyłam kilka rozmów z rodzicami, którzy z trudnością przyjęli propozycję klasy zero, woleli pierwszą klasę dla swoich dzieci.
Jestem też po rozmowach z rodzicami uczniów klas pierwszych szkoły podstawowej. Nikt nie przyjął propozycji drugoroczności. Wszyscy byli zdziwieni takim podejściem (bo przecież ich dziecko ma dobre oceny w szkole) i zapewnili, że będą pracować nad swoimi dziećmi.
Oby tylko dzieci dały radę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz