"Marzenia są czymś uroczystym, czymś odświętnym. Natomiast dochodzimy do nich przez taką normalną prozę życia, przez codzienność."
W. Bartoszewski
Prorok Jonasz dostał od Boga zadanie. Miał iść do miasta Niwa i powiedzieć mieszkańcom, że jeśli się nie nawrócą czeka ich śmierć. Jonasz jednak się przestraszył. Bał się, że nie będzie wiarygodny dla mieszkańców Niwy. Wsiadł na pierwszy statek i próbował uciec. Na morzu dopadła go ogromna burza. Wiatr rzucał statkiem jak łupinką orzecha. Kapitan w rozpaczy kazał się wszystkim modlić. Zdziwił się, że Jonasz siedzi spokojnie i nie reaguje na sytuację. Jonasz wyjaśnił, że zna przyczynę problemów, jest nią on sam i jeśli go nie wyrzucą z pokładu burza będzie dalej szalała. Załoga przed gniewem boskim bała się wyrzucić Jonasza, ale w końcu ulegli. Jonasza uratował wieloryb, który go połknął, a następnie przewiózł do Niwy, aby mógł wykonać zadanie. Legenda o jego przygodach dotarła przed nim do miasta. Mieszkańcy z szacunkiem podeszli do jego ostrzeżenia i zarządzili post. Niwa została uratowana przed gniewem bożym.
Opowieść o Jonaszu to, poza najważniejszym odniesieniem religijnym, opowieść o spójności wewnętrznej. Ucieczka Jonasza na statek przed wypełnieniem woli Boga, przed własnym strachem, pokazuje nam jakie to wyzwanie być zawsze sobą. Mając jednak świadomie wybrane normy, określoną misje życiową, czyli kształtując swój wewnętrzny kompas, będziemy potrafili utrzymywać określoną hierarchię celów, bez względu na okoliczności. Te cele, misje, czy nawet tylko najbliższe plany warto regularnie przeglądać, korygować. Ważne aby ten czas na przyglądanie wybierać świadomie, samemu.
I tu miejsce na refleksję:
- Jak często podejmując rożne plany myślisz " jakoś to będzie"?
- Czy robisz wszystko, aby mieć na swoje życie wpływ?
Przebywałam niedawno, przez kilka tygodni, na oddziale hematologii dziecięcej. Spotkałam wiele osób, które musiały porzucić własne plany wobec niespodziewanej sytuacji. Niewielu z nich było w stanie rozmawiać o tym co się stało w ich życiu. Wszyscy skupiali się na perspektywach wyzdrowienia, a każdy chyba żył tylko myślą, ze jego dziecku leczenie przyniesie efekty. Życie na przestrzeni kilku metrów, dla większości miesiącami, nie budzi w takich warunkach oczywistych frustracji, bo istotna jest perspektywa zdrowia dzieci. I przestają sie liczyć codzienne sprawy, banały, które często są ucieczką od tego co najważniejsze, zapominaniem o swoich potrzebach, pozostawianiem sytuacji, które wymagają rozwiązania.
Mało kto, w takim miejscu coś czyta. Są osoby, które sie modlą, bądź grają na komputerze lub telefonie. Wiele osob z zaangażowaniem bawi sie z dziećmi, bądź po prostu je wspiera, jak umie. I pewnie nie pamiętam tego co było wczoraj, tydzień temu, a każde "drobne" wydarzenie z hematologii mogę opowiadać godzinami.
I wciąż kołacze mi się w głowie refleksja: nie trzeba takich doświadczeń, aby odnaleźć właściwy kierunek. Warto wykorzystywać każda sekundę w życiu z dziećmi, aby sprawiać im i sobie radość. Nie zapominajcie o tym.
Justynko, dziękuję za ten wpis. Bardzo.
OdpowiedzUsuń